Dziwię się samej sobie, że napisałam coś więcej niż tylko gówniany prolog.
Ale na szczęście jest coś co zwie się rozdziałem drugim.
Wiem, że coś tam miałam poprawić, ale na początku
mi się nie chciało, potem zapomniałam i teraz w dalszym ciągu mi się nie chce ^^
No hm... dziękuję za ilość wejść. Muszę przyznać, że
ilość wejść na bloga mocno skoczyła w górę. Fajnie by było, gdybyście jeszcze
dodatkowo wypowiadali się na temat tego co piszę.
Niewiele to robi, a potem ja sama nie wiem co robię dobrze, a co źle, pisząc.
Tym bardziej, że porwałam się na dość trudny i skomplikowany temat.
Szkoda, że tak obojętnie do tego podchodzicie. Gdybyście Wy byli na miejscu
moim, czy jakiejkolwiek innej autorki to też pewnie byście oczekiwali wyrażenia opinii innych na ten temat.
Tak, czepiam się...
Ach... tak swoją drogą to serdecznie zapraszam Was na moją
fejsową stronę internetową:
Koniecznie dziś potrzebowała kawy. Dopiero dziewiąta.
Zwlekła się wczesnym rankiem z łóżka, nie mogą zasnąć przez pół nocy. Meggie
próbowała ją uspokoić i przekonać, że nic złego się nie wydarzyło. Teraz czuje
się jak zombie. Nie jest w stanie zebrać myśli i nie czuje się na siłach, żeby
pracować, ale nie ma wyjścia.
Korzystając z chwili przerwy wyszła z dyżurki dla
pielęgniarek, a jej następnym celem stał się szpitalny bufet.
Pracuję tu już od dłuższego czasu, a wciąż zdaje mi się,
że wszyscy na mnie patrzą jak na obcego… wiem, że jestem nowa, ale bez
przesady.
W bufecie zamówiła sobie czarną kawę, ale koniecznie z
cukrem. Cukier dawał energię, której ona teraz tak bardzo potrzebowała. Usiadła
w kącie i spokojnie skonsumowała, żeby się nie oparzyć. Od razu poczuła się
lepiej.
Kiedy wyszła z bufetu zauważyła dwójkę obcych ludzi,
którzy zdecydowanie nie wyglądali jak pracownicy szpitala. Była to para.
Kobieta i mężczyzna. Kobieta była dość atrakcyjna. Starannie umalowana, co
podkreślało jej błękitne oczy, a blond loki okalały jej delikatną twarz. Była
drobna, ale trzeba przyznać, że kształty też miała. Po mężczyźnie od razu z daleka
można było poznać, że jest wysportowany. Szeroki w barach, co znaczyło, że dużo
ćwiczy. Ogólnie przystojny. Jednak nie to zwróciło uwagę Veroniki. Zachowywali
się dość specyficznie. Szli pewnym krokiem i rozglądali się, jakby kogoś
szukali.
Już chyba wiem kim są… Idą w moją stronę i trochę
zaczynam się denerwować. Pewnie z policji. No tak… Andrew miał ich zawiadomić…
już to zrobił?
Oboje stanęli przed Veronicą jak zamurowani. Przyglądali
się dziewczynie przez dłuższą chwilę i oboje nie mieli pojęcia od czego zacząć.
Przecież zawsze zaczynają od tego samego. Zawsze te same, standardowe
procedury.
– To chyba jakiś żart… – mruknęła blondynka, patrząc z
dziwnym przerażeniem na swojego partnera.
Mężczyzna tylko ściągnął swoje brwi i wzruszył lekko ramionami.
– Detektyw Dan Frank – przedstawił się. – A to jest detektyw
Kristi Breeden. Jesteśmy z wydziału śledczego. Musimy porozmawiać z Saulem
Hudsonem.
– Zaprowadzę państwa – mruknęła, rumieniąc się na twarzy.
Dlaczego tak na mnie patrzyli?
– Z panią też będziemy musieli porozmawiać – odezwała się
Kristi, kiedy stali przed windą.
– Ze mną? O czym?
– Już niedługo się pani dowie. Proszę nas najpierw
zaprowadzić do pana Hudsona.
Veronica westchnęła ciężko. Nie miała pojęcia o czym chcą
z nią rozmawiać. Poprzedniego dnia nikt jej nic nie mówił. Przestraszyła się.
Nie wiedziała jakie będą jej zadawać pytania, co ma odpowiadać. Nie ma nic na
sumieniu, ale nigdy nie miała ochoty plątać się w sprawy policji. To zawsze
wiąże się z mnóstwem stresu i zabraniem wolnego czasu.
– To tutaj – wskazała ręką salę. Już chciała nacisnąć
klamkę, kiedy atrakcyjna blondynka ją ubiegła, mówiąc:
– Poradzimy sobie.
Nie rozumiem tej sytuacji… najpierw przywożą ledwo żywego
Slasha, później dowiaduję się, że jak się obudzi chcą rozmawiać z nim, a teraz
ze mną… dlaczego oni tak dziwnie na mnie patrzyli? Tak jakby wiedzieli już kim
jestem i z kim mają rozmawiać. Przecież w życiu mnie na oczy nie widzieli!
Stała pod tą cholerną i tylko nasłuchiwała. Choć miała
obowiązki, nie interesowały jej teraz. Tak bardzo chciałaby wiedzieć o czym
rozmawiają. Delikatnie położyła zgrabną dłoń na klamce, a ucho przystawiła do
drzwi. Jednak jedyne co słyszała to stłumione słowa rozmowy, którą
przeprowadzali policjanci ze Slashem. Oni go o coś pytali, a on odpowiadał.
Tak bardzo chciałabym to mieć już za sobą…
Stała tak dłuższy czas aż wreszcie drzwi się otworzyły i
ze strachu odskoczyła od nich. Po minach tej dwójki ludzi widziała, że nie była
to zbyt miła rozmowa.
– Jak długo będziecie go tu jeszcze trzymali? – zapytała
ostro blondynka.
– To nie ja o tym decyduję. Dlaczego pytacie?
– Musimy aresztować pana Hudsona.
– Aresztować… – powtórzyła cicho, będąc w szoku. – Za
co?!
– Tego się pani za chwilę dowie. Gdzie możemy porozmawiać?
Brunetka westchnęła ciężko.
Teraz będę na językach personelu. Dlaczego chcą zburzyć
mój hm… niemal stoicki spokój? Chcą mnie niepotrzebnie wplątać w sprawę, z
którą nie mam nic wspólnego. Nie mam ochoty z nimi rozmawiać… ale też wyboru.
Jak zacznę się zapierać to od razu pomyślą, że mam jakiś udział w tym… no
właśnie… w czym?
Zaprowadziła detektywów do dyżurki dla pielęgniarek,
gdzie jak sądziła będą mogli spokojnie porozmawiać. Jeszcze nigdy nie była taka
zdenerwowana tak, jak teraz.
– Jak się pani nazywa? – zapytał detektyw Frank, a jego
towarzyszka przygotowała się do zanotowania potrzebnych informacji.
– Veronica Stiffler… ale jakie to ma znaczenie?
– Proszę się nie denerwować. Podanie danych osobowych to
rutynowa procedura – przystojny mężczyzna starał się ją uspokoić, ale wiedział,
że spotkania z kimkolwiek z policji zawsze są nerwowe.
Dziewczyna odetchnęła głęboko, ale to nie pomogło jej się
uspokoić. Siedziała spięta na białym, obrotowym krześle bez oparcia i kurczowo
zaciskała dłonie w pięści. Zwykle była opanowana, a dziś jak nigdy pociły jej
się dłonie. Spojrzała na zaciśnięte dłonie i uświadomiła sobie, że tym zwraca
na siebie uwagę i za chwilę zaczną ją podejrzewać o udział w sprawie. Tylko… w
jakiej sprawie?
– Co robiła pani w zeszły czwartek?
Podejrzewają mnie o coś. Nie bez powodu zadają te durne
pytania! Ale ja nic nie zrobiłam! Mam czyste sumienie!
– Hm… byłam jak zwykle w szpitalu.
– Jak długo?
– Od rana, od ósmej. Koło siódmej skończyłam dyżur, ale
zostało mi trochę roboty, której nie chciałam odkładać na następny dzień. Kiedy
już chciałam wychodzić doktor Harris powiedział, że przywieziony zostanie
pacjent w ciężkim stanie i mam przygotować salę itd. – Czuła jak nerwy powoli z
niej uchodzą. Czuła się lepiej, kiedy wyrzuciła to z siebie. Sama nie wiedziała
dlaczego. Przecież to relacja tylko żmudnego dnia w szpitalu. – Ale jaki ja mam
związek z tą sprawą? – zapytała, dumnie unosząc głowę.
– Większy niż się pani wydaje.
– Nie rozumiem.
– Mieszka pani z kimś?
Veronica chwilę się zastanowiła i pomyślała co ich to
obchodzi. Czyżby podejrzewali też Margaret? Czyżby Veronica nie znała jej tak
dobrze i dziewczyna z którą mieszka pod jednym dachem kryje coś w sobie?
– Mieszkam z koleżanką, a właściwie przyjaciółką… – powiedziała
w zamyśleniu.
– A rodzeństwo? Na przykład siostra?
Po cholerę oni mnie o to pytają? To tak, jakby ten facet
wyciągał ode mnie te informacje tylko po to, żeby się ze mną umówić. Jeśli chce
to zrobić, to mógłby przynajmniej w jakiś bardziej cywilizowany sposób.
– Nie mam rodzeństwa. Większość czasu spędziłam z babcią
i wychowywałam się sama.
Pani detektyw uniosła wzrok znad notatnika i przyjrzała
się dziewczynie. Przymrużonym wzrokiem ją obserwowała i nie mogła wręcz
uwierzyć. Przypadek? Zbieg okoliczności? Jak to możliwe? Jej zeznanie są tak
bardzo różne od rzeczywistości.
– Musimy jej powiedzieć, Kristi.
Atrakcyjna blondynka spojrzała na swojego partnera i
skinęła głową, przypominając sobie obraz, który ujrzała w miniony czwartek.
Pracowała już wiele lat w tym zawodzie, wiele widziała, ale z czymś takim
jeszcze chyba nigdy nie miała do czynienia.
Zaczynam mieć złe przeczucia. Czy chodzi o moją rodzinę?
Z którą już wiele lat nie utrzymuję kontaktu? Nie może chodzić o babcię, która
umarła już cztery lata temu… coś z matką? Albo z tym stukniętym popaprańcem,
moim ojcem?
– Ciało, które znaleźliśmy…
– Ciało? – przerwała Danowi.
– Tak. Niedaleko, gdzie pan Hudson stracił przytomność
znaleźliśmy ciało zamordowanej kobiety. Było w strasznym stanie, ale twarz nie
uległa uszkodzeniu. Drobne zadrapania.
– Mogę to wszystko pojąć… ale nie to jaki ja mam związek
z tą sprawą.
– Ciało kobiety, którą znaleźliśmy jest uderzająco
podobne do pani, a nawet… identyczne.
Veronica prychnęła ironicznie i zaczęła się zastanawiać,
czy nie jest to przypadkiem złośliwość personelu i jest właśnie w ukrytej
kamerze. Coś w typie testu, żeby sprawdzić jej możliwości, wytrzymałość
psychiczną, czy aby na pewno nadaje się do tego zawodu.
– W nic mnie nie wrobicie – zaczęła się bronić. – Zbiegi
okoliczności się zdarzają.
– Możliwie. Lecz nie takie.
– A co ma z tym wspólnego Slash?
– Jest podejrzany o morderstwo.
Tak bardzo nie mogła się na niczym sensownym skupić. Tak
bardzo chciała zebrać myśli, ale nie potrafiła. Wciąż nie docierało do niej to
wszystko. Nie docierało do niej to, że tak z dnia na dzień została wplątana w
sprawę, o której nigdy by nie pomyślała. Nigdy nawet nie myślała, że będzie
wmieszana w jakąkolwiek sprawę! Zawsze wiodła w miarę ustabilizowane życie i
nigdzie się nie wychylała. Nie lubiła być w centrum uwagi. Nie oszukiwała
siebie, że teraz cały szpital będzie huczał od plotek. Widzieli tych ludzi.
Wiedzą, że chcieli z nią rozmawiać. Ludzie to podłe świnie. Sami wnioskują,
sami dopisują sobie dalszy ciąg historii.
Świadomość, że za chwilę wejdzie do prosektorium i będzie
musiała zobaczyć zwłoki kobiety prawdopodobnie identycznej jak ona, przyprawiał
ją o dreszcze i mdłości. Przypomniało jej się śniadanie, które pochłonęła dziś
rano i skrzywiła się na samą myśl o pysznej kawie, którą nie tak dawno wypiła.
– Jest pani gotowa? – zapytała detektyw Kristi Breeden.
– Tak… kiedyś to w końcu musi nastąpić – wzruszyła
bezradnie ramionami.
Tak bardzo nie chcę tu być… tak bardzo nie chcę wchodzić
przez te cholerne drzwi… tak bardzo nie chcę oglądać ciała tej kobiety…
Przełknęła głośno ślinę. Wcale nie była tego pewna. Wcale
nie była pewna tego, że chce oglądać zwłoki jakiejś kobiety. Nie wiadomo jak
wygląda ciało. Jest bardzo zmasakrowane? Czy Slash ma z tym coś wspólnego?
Czyżby pod wpływem jakichś proszków wymieszanych z alkoholem mógłby zabić
człowieka? Kobietę. Jej siostrę?
– Jestem doktor Jennifer Palmer i jestem patologiem… Proszę
powiedzieć, gdyby gorzej się pani poczuła, dobrze? Ostrzegam, że to naprawdę
nieprzyjemny widok… – odezwała się nieznajoma jej kobieta, która stała przy
stole sekcyjnym w białym fartuchu.
– Dobrze… chcę to mieć już za sobą – mruknęła i zrobiła
kilka korków do przodu, żeby znaleźć się przy stole.
Coś mi tu nie gra… ciało wygląda dość… dziwacznie. Jakby…
jakby… nie miało… nie… to niemożliwe…
Jennifer
powoli odsuwała białe prześcieradło, które zakrywało ciało i ukazywało
najwidoczniej piękne kształty kobiety, która z pewnością korzystała ze swoich
walorów, kiedy jeszcze żyła.
Veronica po zobaczeniu w jakim stanie jest ciało miała
wrażenie jakby jej serce przestało bić na kilka sekund. Wstrzymała oddech. Nie
potrafiła oddychać. Widok bezgłowego ciała przyprawił ją o kolejną falę
mdłości. Poczuła smak wymiocin na tylnej części języka i bała się, że za moment
zwymiotuje wprost na bezgłowe zwłoki.
– C-co to j-jest? – wymamrotała pod nosem, nie mogąc
oderwać wzroku od brutalnie okaleczonego ciała. – G-gdzie jest j-jej gło-owa?
Jennifer odetchnęła, domyślając się, że tak straszny
widok dla kobiety, która na co dzień jest tylko stażystką szpitala, to nie codzienny
widok. Pod stołem znajdowała się półka. Wyjęła stamtąd tacę, na której…
znajdowała się głowa kobiety. Położyła tacę na stoliczku obok.
– Sprawca odciął jej głowę – powiedziała obojętnym głosem
doktor Palmer.
Veronicę zaskoczył ton, jakim rozbrzmiewał jej głos.
Sądziła, że ci ludzie mają i potrafią okazać trochę współczucia, skruchy. Ale
ta kobieta jest obdarta z uczuć. Dla niej to tylko kolejne ciało. A może nie
chce tego okazywać? Może jest na to zbyt dumna? Może na tym polega jej praca?
– Widziała ją pani kiedykolwiek? – Veronica uświadomiła
sobie dopiero teraz, że przecież w sali cały czas obecna jest detektyw Breeden,
która milczała przez cały ten czas.
– Co mam powiedzieć? Że co dziennie widzę „ją” w lustrze?
– Po co ten sarkazm… jak pani widzi, jesteście
identyczne.
– Ale jak to się stało? Nie potrafię tego zrozumieć…
– Sprawca strzelił do niej, ale żyła kiedy odcinano jej
głowę.
– Więc odciął ją… żywcem? Skąd ta pewność?
– Stwierdziliśmy to na podstawie śladów, które znaleźliśmy
na miejscu zdarzenia. W normalnej sytuacji, serce pompuje krew, tak?
Dziewczyna skinęła głową. Doskonale przecież o tym
wiedziała.
– A po przecięciu tętnicy krew tryska mocno i daleko.
Stąd wniosek, że zmarła na skutek odcięcia głowy.
Veronica stała nad jej ciałem i wpatrywała się w bladą
twarz. Powieki były już zamknięte. Wyobraziła sobie siebie podczas snu. Musi
wyglądać tak samo. Usta już posiniały i były lekko rozchylone. Koszmarnego
charakteru nadawała zaschnięta krew i to co wychodziła z ciała oraz głowy.
Kości, strzępki mięśni. I ta poszarpana skóra. Nigdy w życiu nie widziała
równie potwornego obrazu. Nie była w stanie tego znieść. Wiedziała, że taki
widok będzie ją jeszcze długo nawiedzał. Ale jak to możliwe, że ona jest tak podobna,
wręcz identyczna do niej? Takie same rysy twarzy, kształt ust, łuk . brwiowy.
Długie włosy, lekko falowane i ciemnobrązowe, okalające jej twarz, na której
nie malowały się już żadne emocje.
– Będziemy musieli pobrać pani DNA, żeby udowodnić
pokrewieństwo.
– Ale przecież mówiłam, że…
– Dalej się pani upiera? Nie widzi pani tego? Rozumiem,
że ludzie mogą być do siebie podobni, ale nie przesadzajmy, że mogą być
identyczni z przypadku.
Veronica westchnęła i w myślach przyznała rację detektyw
Breeden. Przypadki mogą się zdarzać, są zbiegi okoliczności. Jednak nie takie.
Przecież ta dziewczyna nie chodziła za mną. Nie
kontrolowała każdego mojego ruchu, nie robiła sobie operacji plastycznych, żeby
wyglądać jak ja. Nie jestem nikim szczególnym, żadnym autorytetem, wzorem do
naśladowania. Chyba długo będę musiała się do tego przyzwyczajać. Jeszcze do
mnie to nie dociera.
Zmęczona i w podłym nastroju musiała wrócić do szpitala.
Miała dosyć paradowania w białym fartuszku po mieście. Nie dość, że czuła na
sobie spojrzenia tych wszystkich ludzi to jeszcze ona sama nie czuła się
najlepiej w tym stroju. Nie było jednak czasu na przebieranki. Nawet się nie
spodziewała, że kiedykolwiek będzie musiała pojechać do kostnicy, żeby obejrzeć
zwłoki. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko i nawet nie miała czasu,
żeby to pojąć, żeby zrozumieć.
Kurwa. Nadal nie mieści mi się to w głowie. Przynajmniej
rozumiem dlaczego pytali mnie o moją rodzinę. Wiem dlaczego chcieli znać
szczegóły. Chyba sama w to nie wierzę… mam siostrę? A raczej miałam… Dlaczego
nigdy nie pytałam nikogo dlaczego nie mam rodzeństwa? Wiem, że z tym zawsze są
problemy… dzieci się kłócą. Ale raźniej jest z kimś. A teraz? Była tak blisko…
teraz już nie będę miała żadnej okazji, żeby z nią porozmawiać, dowiedzieć się
czegoś być może.
Po głowie kołatały jej się różne myśli. Nie mogła znieść
faktu, że prawdopodobnie zamordowano jej siostrę, z którą już nigdy nie
porozmawia. Ale porozmawia ze Slashem. Musi z nim porozmawiać. Skoro jest
podejrzany. Skoro chcą go aresztować. Czyżby był w stanie zabić człowieka?
Kobietę. Z zemsty? Co nim kierowało?
Usiadła na pierwszym lepszym krześle na korytarzu i
ukryła twarz w dłoniach. Czuła jeszcze jak cały czas drżą. Nadal jest
zdenerwowana. Nie może zapanować. Strach, zdenerwowanie. Wszystko mieszało się
ze sobą. Musi teraz działać jakoś rozsądnie. Ciekawe co powiedzą ludzie w
szpitalu? Będą plotkować. Będą podejrzewali ją o udział w sprawie.
– Veronica… co się stało?
Dziewczyna gwałtownie podniosła opuszczoną głowę.
Spojrzała na doktora Harrisa, który pochylał się nad nią, załzawionymi oczami.
Z bezsilności chciało jej się płakać. Wciąż miała w głowie widok tak okrutnie
potraktowanego ciała.
– Wszystko w porządku. Nieważne… – Wstała, żeby uniknąć
rozmowy z tym człowiekiem.
Jak na złość. Nie chciałam z nim rozmawiać. Ani teraz,
ani jutro, ani nigdy!
– Jeśli mogę ci jakoś pomóc… – Zdołał ją zatrzymać, a
jego czuły dotyk sprawił, że całe napięcie nagle jakby trochę zelżało.
– Doceniam chęci, ale w tej sytuacji nikt mi nie może
pomóc. Chciałabym… – pomyślała przez chwilę. – Chciałabym wziąć kilka dni
wolnego. Wiem, że nie powinnam rozmawiać o tym z panem, ale nie mogę znaleźć
siostry przełożonej.
– Załatwię to, nie ma problemu.
– Naprawdę?
– Oczywiście. – Posłał jej ciepły, rozczulający uśmiech.
Veronica westchnęła. Ulżyło jej. Nagle strach przed tym
człowiekiem zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Idź lepiej do domu… widzę, że jesteś w strasznym
stanie. To wszystko na pewno cię wykończyło.
– „To wszystko” czyli co? – ściągnęła dość mocno brwi,
będąc w szoku.
– Widziałem, że z tobą rozmawiali, a potem zabrali i już
więcej cię nie widziałem. Domyśliłem się, że potrzebują czegoś od ciebie.
Ależ ty jesteś sprytny… i jaki inteligentny…
– Pójdę już. Muszę się przebrać i załatwić coś jeszcze… –
mruknęła tylko i odeszła, słysząc w uszach echo jego słów.
Szła przed siebie, wpatrzona w podłogę i próbowała jakoś
logicznie poskładać w całość to co się wydarzyło do tej pory, ale nie potrafiła.
To wszystko nie trzymało się ze sobą niczego. Kiedy już stwierdzała, że tak
może być łapała się na tym, że coś jej nie pasuje. Nawet się nie zorientowała,
kiedy nogi poniosły ją pod salę, w której leżał Slash. Musi wiedzieć po co u
niego byli, o co go pytali. Jeśli czegoś się dowie to na pewno będzie to miało
większy sens niż teraz. Na pewno będzie można jakoś te fakty ze sobą powiązać.
Oby tylko on nie był niczemu winny. To po prostu nie pasuje do tego człowieka.
Nacisnęła niepewnie klamkę, nie wiedząc jeszcze o co dokładnie chce zapytać, co
chce dokładnie wiedzieć.
Jak tylko pojawiła się w drzwiach, spojrzenie Saula
utkwiło w jej osobie. Był wyraźnie spięty i ulżyło mu, kiedy to ją zobaczył w
drzwiach, a nie kogoś z policji. Byli u niego dopiero pierwszy raz, a już miał
dosyć.
– To ty… wejdź… myślałem już, że to…
– Detektyw Frank albo Breeden? – powiedziała, śmiejąc się
ironicznie.
Slash spojrzał na nią zaszokowany. Nie wiedział co
odpowiedzieć. Skąd wie?
– Jeśli chcesz zapytać, czy o czymś z nimi rozmawiałam…
to tak. Rozmawiałam – burknęła pod nosem. Sama nie wiedziała dlaczego zwraca
się do niego takim tonem. Przecież jeszcze niczego nie powiedział, niczego nie
zrobił. To pewnie cała ta sytuacja tak na nią działa.
– Co chcieli wiedzieć? Czy tu jestem? Czy żyję i nie
zwiałem przypadkiem? – rzucił jej sugestywne spojrzenie.
– Nie… nawet o ciebie nie pytali – odparła spokojnie,
siadając niepewnie na brzegu łóżka. – Wypytywali cały czas o mnie.
– O ciebie?!
Veronica skinęła lekko głową. Opowiedziała mu o całej tej
rozmowie. Chociaż nie do końca. Zrezygnowała z wdawania się w szczegóły.
Postanowiła mu na razie nie mówić, że była w kostnicy, że zobaczyła zwłoki
prawdopodobnie swojej siostry. Widziała ją. A nadal ma wątpliwości.
Powiedziała, że pytali z kim mieszka, z kim mieszkała wcześniej, czy nie ma
przypadkiem siostry. Nie zwróciło to szczególnie jej uwagi, ale zainteresowało,
że pytają o takie szczegóły.
– A do ciebie po co przyszli? – zapytała.
Pierwszą odpowiedzią jaką otrzymała to ironiczny śmiech
ze strony Saula, a potem krótka cisza na to, żeby mógł w tym czasie zebrać
myśli i coś sensownego powiedzieć.
– Podobno, kiedy mnie znaleźli miałem w dłoni broń.
– A miałeś?
Wzruszył tylko ramionami.
– Nie pamiętam przecież! Wiesz dobrze w jakim byłem
stanie. Nawet nie wiem, czy żyłem. O niczym przecież nie myślałem. Nie wiem
nawet gdzie wtedy byłem i jak się tam znalazłem! – zaczął krzyczeć. Był
wyraźnie zdenerwowany całą tą sytuacją. Wcale jej to nie dziwiło. Gdyby była na
jego miejscu, pewnie reagowałaby tak samo. Ale zaczęła mieć mieszane uczucia.
Teraz, kiedy jest obok niego i z nim rozmawia. Dopiero teraz naszły ją
wątpliwości, czy jest to człowiek godny zaufania. Przecież każdy ma jakieś
swoje tajemnice. Ale z drugiej strony… czy ryzykowałby tym, że może trafić do
więzienia? Że przez to zostanie zniszczona jego reputacja, status gwiazdy? Że
będzie skończony? Że do końca życia będzie siedział? A może zrobił to
nieświadomie?
– O co cię pytali?
– O różne rzeczy. Gdzie wtedy byłem, co robiłem i z kim.
Pamiętam kilka szczegółów, ale dosłownie jak przez mgłę. Nie wiem nawet, czy to
co im powiedziałem ma cokolwiek wspólnego z prawdą – powiedział z dużo
rezygnacją w głosie. Jest tak samo zażenowany tym, jak ona.
Nie wytrzymam dłużej… muszę mu powiedzieć o co chodzi…
– Jesteś podejrzany o morderstwo, Slash… zdajesz sobie z
tego sprawę? Jesteś podejrzany o zabicie mojej… siostry… – powiedziała z
trudem. Sama w to nie wierzyła. Trudno jej było mówić o obcej osobie „siostra”.
Przecież nawet jej nie znała. Choć widziała czarno na białym, nie ma jeszcze
żadnego dowodu.
– Wiem… powiedzieli mi już, że jak tylko mnie stąd
wypuścicie to mnie wsadzą. Że z dupnej supergwiazdy zrobią ze mnie zero, bo nie
wyjdę z pierdla do końca życia. – Jego ton świadczył tylko i wyłącznie o tym,
że boi się tego co nastąpi, że pójdzie za kratki za czyn, którego nie popełnił
i nie będą w stanie tego zmienić żadne pieniądze świata. – Powiedzieli, że
znaleźli broń w mojej dłoni, ale… ja nie interesuję się bronią. Nigdy mnie to
nie ciekawiło, a poza tym…
Veronica, której wzrok był teraz bardzo nieobecny,
spojrzała w końcu na zaniepokojoną twarz Saula i ściągnęła mocno brwi.
– Powiedziałem im, że słyszałem krzyk, ale nie jestem
tego pewien. I strzał. Coś słyszałem, tylko…
– Byłeś w takim stanie, że nie potrafiłeś odróżnić
rzeczywistości od tego co jest jawą…? – dokończyła bez skrupułów za niego i
doskonale wiedziała, że wcale mu w ten sposób nie pomaga. Oboje są zaplątani w
tę sprawę. Powinni się teraz wspierać. Ale czy można ufać domniemanemu
mordercy?
– Tak… właśnie… nic już nie wiem… – wymamrotał pod nosem.
Głośno wypuścił powietrze, po czym powiedział:
– Ja nie chcę iść do więzienia, Veronica… nie za coś
czego nie zrobiłem i nigdy nie zrobię! Picie i branie narkotyków to jedno… ale
zamordowanie kogoś to drugie. Nie jestem mordercą… – wyszeptał po cichu, czując
jak słowa więzną mu w gardle. Był zrozpaczony. Musi poinformować kolegów o
całej sytuacji. Muszą wiedzieć, że teraz nie powinni rozmawiać z żadnymi
dziennikarzami, bo rozmawiając z nimi, na pewno mu nie pomogą, a tylko bardziej
pogrążą. Będą chcieli wiedzieć dlaczego leży w szpitalu, dlaczego rozmawia z
policją i jaki ma związek ze sprawą. Chce tego zwyczajnie uniknąć.
Dziewczyna wstała, wsunęła dłonie do przednich kieszeni
fartuszka i przeszła się powoli po sali.
– Nie wierzysz mi…?
– Człowieku… znamy się ile? Dwadzieścia cztery godziny?
Nie wiem do jakich zachowań jesteś zdolny… nie jestem w stanie powiedzieć, czy
ci ufam, czy nie! – Musiała jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Nie
Cholera… to bardzo niesprawiedliwe… oceniam go, a nie
powinnam. Nie było mnie tam. Nie powinnam go podejrzewać o zabójstwo. Nic o nim
nie wiem… ale… za dużo tego wszystkiego. Znaleźli go z bronią w dłoni. Tylko…
gdzie znaleźli ciało? Gdzieś blisko niego? Ale… nie byłby w stanie amputować
głowy. A już myślałam, że coś się rozwiąże…
– Masz jakieś fajki? – zapytał znienacka.
Veronica spojrzała na niego oburzona.
– Co? Muszę zapalić. Jestem wkurwiony chyba do granic
możliwości i jak tego nie zrobię to nie wytrzymam!
– To szpital, a nie palarnia.
– Kiedy mnie stąd wypuścicie?
– To nie ja o tym decyduję. Muszę już iść. Wzięłam kilka
dni wolnego. Muszę odpocząć, bo ja też zwariuję…
Wróciła do domu zmęczona jak nigdy. Nie pamiętała, żeby
kiedykolwiek była tak zmęczona. Czuła się jakby przebiegła maraton, choć płuca
jej już odpoczęły. Pozostało tylko zmęczenie, które nie chciało opuścić jej
ciała nawet po pochłonięciu kolejnej filiżanki kawy. Postanowiła, że już nie
będzie katowała się kofeiną, bo to i tak niczego nie zmieni.
– Znowu ciężki dzień? – zapytała Margaret, która stanęła
w drzwiach łazienki ze zwiniętym w turban, ręcznikiem na głowie.
– Nawet nie masz pojęcia jak bardzo… – wymamrotała. Nie
chciało jej się nawet poruszać szczęką, żeby wydobyć z siebie jakiekolwiek
słowa.
– To opowiadaj. Kupiłam wino, podobno dobre. Napijesz
się? – zapytała, wchodząc do kuchni.
– Oczywiście – jęknęła Veronica. – Wreszcie jakiś miły
akcent – dodała, kiedy koleżanka usiadła obok niej na kanapie, a materac ugiął
się lekko pod jej ciężarem.
Margaret pytająco spojrzała na koleżankę, której
podkrążone oczy utkwione były w jeszcze nie otwartą butelkę czerwonego płynu. Poczuła
się odprężona na sam widok i zapach wina. Do szczęścia brakowało jej jedynie
tego, żeby alkohol popłynął w jej żyłach.
– Co się stało? – Podała jej kieliszek, a sama w tym
czasie upiła niewielki łyczek.
Veronica zamieszała wino w kieliszku, wpatrując się w
ciemnoczerwony płyn. Światło wpadające do środka efekt, który ją zafascynował.
Chciała zebrać myśli. Zastanawiała się od czego zacząć. Mieszkają od około
czterech lat razem, ale nigdy na dobrą sprawę się nie zaprzyjaźniły. Veronica
od lat była zbyt uprzedzona do ludzi, żeby móc im zaufać na tyle na ile
chciała. Nigdy nie zwierzała jej się z tego co spotkało ją w życiu. Nie miała
obowiązku tłumaczenia jej się z niczego. Mieszka, zarabia, utrzymuje się sama.
Najważniejsze były pieniądze, żeby obie nie musiały płacić za mieszkanie
osobno, bo nie poradziłyby sobie.
– Właściwie to nie wiem od czego zacząć… – mruknęła, po
czym upiła łyk wina.
– Najlepiej od początku – odparła Margaret i uśmiechnęła
się lekko do koleżanki.
– Cóż… w najbliższych dniach możemy często spodziewać się
policji w naszych skromnych progach.
– Policji? W jakim celu?
– No to teraz uważaj… mocno się zdziwisz. – Poprawiła się
na kanapie i widząc oczekującą minę Margaret na to co zaraz powie, dodała: –
Zanim Slash wybudził się ze śpiączki policjanci poinformowali nas, że chcą z
nim rozmawiać, kiedy się obudzi… Andrew, to znaczy doktor Harris zawiadomił
ich. – Przerwała na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza. Czuła jak słowa więzną
jej w gardle i nie była pewna, czy będzie w stanie kontynuować. – Natknęłam się
na nich dzisiaj.
– Czekaj, czekaj… Andrew? To wy jesteście na „ty”? –
Margaret mocno uniosła brwi do góry.
Veronica tylko skinęła z niechęcią głową.
– No… ładnie… ale co dalej? Co z tą policją?
– Powiedzieli, że chcą ze rozmawiać z nim, a potem ze
mną… zaskoczyło mnie to, ale nie miałam wyboru i musiałam to zrobić.
Margaret nie zadawała żadnych pytań. Nie chciała
przeszkadzać koleżance teraz, kiedy na dobre wkręciła się w opowiadanie swojego
niezbyt miłego dnia.
Veronica opowiedziała jej o przebiegu rozmowy, o tym o co
ją wypytywali i dlaczego chcieli znać szczegóły dotyczące jej rodziny. Potem z
trudem opisała jak musiała pojechać z detektywami, żeby zobaczyć ciało. Czyje
ciało. Sama jeszcze nie mogła przyjąć tego do wiadomości. Była tam, widziała.
Wysłuchała tego wszystkiego od tych wszystkich ludzi, ale nadal nie mogła
pogodzić się z rzeczywistością.
– Nigdy nie mówiłaś, że…
– Że mam siostrę? – zapytała z ironią i zaśmiała się. –
Tak… ja też nie wiedziałam. Aż do dzisiaj!
Meggie otwarła usta ze zdziwienia i też nie mogąc w to
uwierzyć, pokręciła głową. Przeszła jej ochota na wszystko. Nawet na wino,
które przypominało jej krew, o której mówiła Veronica.
– To wszystko jest… niewiarygodne… niemożliwe… nierealne wręcz!
– Była wyprowadzona z równowagi do tego stopnia, że nawet nie była w stanie
wydusić z siebie jednego, sensownego zdania.
– I ty mi to mówisz? Kobieto… ja ją widziałam na własne
oczy…
Już miała nadzieję, że zapomni, że szybko upora się z tym
co ją dzisiaj spotkało. Ale obraz martwej kobiety z odciętą głową, która jest
identyczna jak ona, powrócił. Wspomnienie było jeszcze żywe. Prawda nadal do
niej nie docierała. Ulżyło jej mimo wszystko, kiedy zwierzyła się koleżance.
Choć nie są zżyte ze sobą. Jednak czuła, że nie może tego zatrzymywać w sobie.
Nie potrafiłaby przebrnąć przez to wszystko sama.
– To niewiarygodne uczucie… ona leżała tam jakby… jakby
nigdy nie żyła. Jakby była to rzeźba stworzona na mój wzór… – mówiła dalej, ale
emocje zaczynały brać górę i w jej błękitnych oczach pojawiły się błyszczące
łzy.
– Nigdy nie sądziłam, że spotkam się z czymś takim.
– A myślisz, że ja sądziłam? To wszystko jest jak… z
innego wymiaru. Ja się tak właśnie teraz czuję.
– Może powinnaś odpocząć? Wziąć kilka dni wolnego,
wyjechać?
Veronica stanowczo pokręciła głową i upiła łyk wina, nie
zrażona tym, że kilka godzin temu widziała zaschniętą krew na ciele
zamordowanej kobiety.
– Wolne wzięłam, ale wyjechać nie mogę. Policja będzie
chciała pewnie jeszcze ze mą rozmawiać, a jak zniknę będę podejrzana.
– Ale jak możesz być podejrzana? – skrzywiła się
Margaret. – Powinnaś mieć alibi, czy tak?
– Tak, ale mogą pomyśleć, że miałam jakieś powiązanie ze
sprawą…