Wiecie co?
Tak się zastanawiam jaki jest problem w tym, żeby wejść w tego
Tak się zastanawiam jaki jest problem w tym, żeby wejść w tego
cholernego linka i kliknąć lubię to.
Myślałam, że jest więcej hm... czytających, chętnych
do informowania, kontaktu itd, itp... a tymczasem się ukrywacie.
Cóż... powiem tylko tyle, że jest mi przykro. Bo wkładam mnóstwo
serca, czasu i wszystkiego w to wszystko, a to wszystko jakbym
robiła dla siebie.
Po raz kolejny wklejam linka:
Nie
lubiła samotnych wieczorów. To właśnie w takich chwilach, kiedy na
zewnątrz zapadł zmrok, a ona była sama, bała się dosłownie wszystkiego.
Nawet własnego cienia. Zawsze miała problem z zapanowaniem nad własnym
strachem, ale ostatnie wydarzenia tylko odbiły na niej piętno. Nie mogła
przymusić swojej współlokatorki do tego, żeby zostawała w domu, wtedy
kiedy ona sobie tego życzy, bo tak bardzo boi się zostać sama w domu.
Ale czego się boi? Przecież nic jej nie zagraża. To, że zginęła osoba,
która może mieć z nią więcej wspólnego niż jej się wydaje, nie oznacza,
że ją też musi czekać taki los, że to w ogóle ma jakikolwiek związek z
nią.
Może
„moja siostra” znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim
czasie? Cholera… dziwnie mi myśleć i mówić o niej tak bezimiennie. Nie
jestem w stanie na razie poznać jej tożsamości… mogłabym. Ale nie pojadę
w tej chwili to Seattle. Nie stać mnie na to. Sytuacja mi na to nie
pozwala.
Spojrzała
w okno i nagle zatęskniła za czasem, który spędziła w Seattle, w którym
się urodziła i w którym mieszkała do szesnastego roku życia. Do
momentu, w którym umarła jej babcia. Później już nic nie trzymało jej w
tym mieście. Musiała zmienić swoje życie. Musiała zacząć żyć na własny
rachunek. W przeciwnym razie zginęłaby w tym okrutnym świecie.
Uśmiechnęła się lekko na myśl, że i tak sobie dobrze poradziła.
Osiągnęła wszystko swoją ciężką pracą, bez pomocy innych ludzi. Matka
jej już dawno nie chciała. Wybrała inne życie. Wolała korzystać z życia i
puszczać się na lewo i prawo, niż zająć się własną córką. A ojciec?
Ojciec nigdy nie zasługiwał na szacunek. Odkąd tylko pamiętała wyżywał
się na niej psychicznie i fizycznie i tylko szukał okazji do tego, żeby
wyładować na kimś swoje frustracje. Znalazł sobie kozła ofiarnego, a ona
nie potrafiła sobie z tym poradzić.
Jej
uwagę przykuł samochód, którego nie poznała od razu. Dopiero po chwili
zorientowała się do kogo może należeć. Andrew. Co on tu robi? Skąd zna
jej adres?
Cholerny…
czego on tu szuka… jeszcze tylko brakowało… i skąd on w ogóle… ach…
pewnie zapamiętał adres po tym jak mnie odwiózł… nie mam ochoty z nim
rozmawiać… nie mogę udawać, że nie ma mnie w domu. Zauważył mnie…
W
napięciu oczekiwała aż usłyszy dzwonek albo pukanie do drzwi. Stała,
naciskając dłońmi na parapet, jakby nie mogła się od niego uwolnić,
jakby jakaś nadprzyrodzona siła przykleiła ją do niego. W końcu nadszedł
ten moment. Nie miała wyboru. Z uczuciem ciężkości poszła w kierunku
drzwi. Zrobiła to jednak powoli i cicho. Miała wrażenie, jakby jej nogi
nagle odmówiły posłuszeństwa.
– Witam – odezwał się z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Musiała
przyznać, że zrobił to dość seksownym głosem. To nie zmieniało faktu,
że jednak nadal była do niego uprzedzona i wcale nie była zadowolona z
jego niezapowiedzianej wizyty. Nie była zadowolona, że w ogóle się tu
pojawił!
– Co tutaj robisz? – Zignorowała jego uprzejme powitanie. Starała się mówić jak najbardziej opanowanym głosem.
– Wracałem do domu i pomyślałem, że wpadnę, sprawdzę, czy wszystko w porządku.
– W jak najlepszym. – Blady uśmiech na jej twarzy świadczył jednak o tym, że wcale nie jest tak dobrze, jak twierdziła.
– Doprawdy? Twoja mina mówi co innego…
Facet mnie przeraża.
– Mogę wejść? – zapytał, domyślając się już, że raczej nie może liczyć na dobrowolne zaproszenie do środka.
Veronica niechętnie skinęła głową i otwarła szerzej drzwi. Do pogrążonego w mroku przedpokoju wpadło blade światło z korytarza.
– Skoro musisz… – mruknęła, zamykając drzwi za mężczyzną.
Nie
będzie przed samą sobą udawała, że jej się nie podoba. Dosłownie każda
kobieta świata musiałaby w końcu kiedyś przyznać, że jest przystojny.
Dobrze zbudowany, ciemna karnacja, krótko ścięte, brązowe włosy. I te
oczy. Zawsze lubiła, kiedy mężczyzna miał ciemne włosy i niebieskie
oczy. Ona sama tak ma.
– Nie
muszę, ale chcę. Dużo przeszłaś ostatnio. Chyba powinnaś mieć jakieś
towarzystwo. – W przedpokoju było dosyć ciemno, ale udało jej się wyczuć
jego tajemniczy uśmiech. – Ty jednak nie jesteś zadowolona z mojej
wizyty.
Veronica
westchnęła ciężko, kompletnie nie spodziewając się tych słów z jego
strony. Nie pomyślała o tym i teraz nie wie jak ma się wybronić.
– To
niegrzeczne… przepraszam. Wejdź, proszę – gestem ręki wskazała stronę, w
którą powinien udać się gość. – Jestem wykończona i nie mam za bardzo
ochoty na spotykanie się z kimkolwiek… – cicho wytłumaczyła się ze
swojego zachowania.
Kłamstwo
za kłamstwem. Ale cóż mogę zrobić? Nie chcę go urazić. Mogę wyjść na
kretynkę. Niesłuszne oskarżenia, ciągłe ucieczki. Tak nie może być
wiecznie. Muszę iść do przodu. Przestać się bać własnego cienia. To, że…
moją siostrę… spotkało to… nie znaczy, że mnie też musi. To był zwykły
przypadek!
– Rozumiem, że to wszystko dla ciebie trudne, ale wydaje mi się, że unikanie kontaktów z ludźmi to zły pomysł.
– Chciałabym,
żeby to było takie proste… – wymamrotała, przyciskając włącznik światła
zamocowany na ścianie. – Napijesz się czegoś?
Muszę być miła. Choć nie potrafię. Kiepsko mi wychodzi udawanie, ale muszę.
– Nie
rób sobie kłopotu. Wpadłem tylko na chwilę – odparł, rozglądając się po
pokoju. Lustrował go tak, jakby czegoś szukał i wiedział, że właśnie
tutaj to znajdzie. Jego wzrok przyciągnął regał, na którym stały
wszelkiego rodzaju przedmioty związane z muzyką. Pokaźna kolekcja płyt
winylowych i kompaktowych, koncerty na vhs, prasa muzyczna. – Widzę, że interesujesz się muzyką.
– Tak… jak na razie to moje jedyne źródło relaksu.
– Chyba
znasz się na tym… – mruknął, przyglądając się temu wszystkiemu co
zobaczył. Przesunął ostrożnie palcami po brzegach pudełek płyt
winylowych i niespodziewanie spojrzał na Veronikę. – Mogę?
Dziewczyna podeszła do niego powoli. Nie powiedziała nic, tylko skinęła głową na znak, że się zgadza.
– L.A. Guns? Lubisz ich? – Spojrzał na nią dość krytycznym okiem. Zauważyła od razu, że L.A. Guns to nie jest typ muzyki, który on preferuje.
– Bez
szału, ale są w porządku – odparła, odwracając od niego wzrok.
Przełknęła ślinę, kiedy poczuła, jak bardzo pieką ją policzki.
Zaśmiał
się tylko pod nosem i dalej oglądał płytę. Najpierw wysunął ją z
kartonowego pudełka, a potem oglądał samo pudełko. Wpatrywał się w
czerwone litery i pistolet zdobiący okładkę, a po chwili zaczął mruczeć
coś pod nosem.
She was always something special A diamond shining bright in the rain Everybody dreams of angels No one will ever know how much i loved you so
Now it all seems funny Kinda like a dream Things aint always what they seem...
What a shame What happened to Jayne?
Jej
wzrok przepełniony był zaskoczeniem, ale też zachwytem. Nie powiedział
jej, że ich lubi, czy zna, ale jego reakcja na widok tej płyty
wydawałaby się być jednoznaczna.
– Co tak na mnie patrzysz? – zapytał ze śmiechem. – Ten utwór akurat lubię.
Roześmiała
się krótko. Znowu była skrępowana, ale tym razem nie tym co powiedział,
tylko jego intensywnym spojrzeniem. Dopiero teraz uświadomiła sobie
dlaczego, tak na nią działają. Dopiero teraz, bo wcześniej nie miała
okazji do tego, żeby przyjrzeć się jego oczom, żeby znaleźć w nich to co
tak dobrze już znała.
Myślałam, że już nigdzie nie spotkam tego spojrzenia… myślałam, że jest niepowtarzalne…
Kilka
sekund kontaktu wzrokowego zaczęło przywoływać niemiłe wspomnienia
związane z mężczyzną, który jeszcze całkiem niedawno tyle dla niej
znaczy; odwróciła pospiesznie wzrok, żeby rozwiać niechciane myśli.
– Co
się stało? Jesteś jakaś… smutna… – Odłożył pospiesznie płytę, widząc,
że nastrój dziewczyny jest jeszcze bardziej ponury niż ten w jakim ją
zastał.
– Nic takiego… chyba wrócę z powrotem do pracy.
– Powinnaś teraz odpoczywać, wiesz o tym.
– Tak,
ale nie daję sobie rady w domu. Mam dość siedzenia w samotności,
strachu przed czymś czego nie ma, zamartwiania się i myślenia cały czas o
tej sprawie! Te dni wolne miały mi pomóc zebrać siły, odpocząć, a tylko
pogorszyły mój stan…
Po
cholerę mu to mówię? Pewnie nawet go to nie interesuje. Nie wiem czego
tu szuka, ani czego ode mnie chce. Jest starszy ode mnie. Jak ludzie w
szpitalu się połapią, zacznie się gadanie, którego chcę uniknąć.
– Może jakiś wyjazd na te kilka dni ci pomoże? Albo zajmij się czymś co lubisz… jakieś hobby, pasja.
Spojrzała
na niego ukradkiem, zainteresowana jego troską. Dlaczego tak bardzo się
o nią troszczy? Dlaczego tak bardzo interesuje go to jak ona się czuje i
jaki ma nastrój?
– Nie
wiem za bardzo, czy mogę wyjechać. Jestem… powiązana ze sprawą w pewnym
stopniu – odpowiedziała, nie zastanawiając się nawet czy powinna z nim o
tym rozmawiać. Nie przyjaźnią się wcale, ani nawet dobrze nie znają.
Nie ufa mu na tyle, żeby wylewać przed nim wszystkie swoje żale tak, jak
to może robić podczas rozmów z Margaret, z którą już trochę się zna.
– To przynajmniej skup się na czymś co lubisz.
– Mam dość… specyficzne zainteresowania.
– Na przykład?
Veronica
utkwiła wzrok w jego pociągającej twarzy i zauważyła, że podnosi prawą
brew do góry. Kolejny gest, który jej przypominał kogoś o kim tak bardzo
chciała zapomnieć.
– Uwielbiam
motocykle, sztukę tatuażu… – powiedziała niepewnie, widząc jego
zainteresowanie, ale jednocześnie zdumione spojrzenie. – Tak, wiem… –
wywróciła oczami. – Nie są to kobiece zainteresowania.
– Ja uwielbiam motocykle. Mam nowego choppera od kilku lat. Słyszałem, że niedługo ma się odbyć jakiś zlot fanów motocykli…
– Ja nie mam czasu, żeby chodzić po zlotach.
– To może znajdziesz go trochę? I pójdziemy razem?
–
Problem w tym, że ja nie chcę z tobą rozmawiać! – krzyknęła i od razu
obejrzała, czy nikt na nią nie patrzy. Ponosiły ją teraz emocje. Nie
potrafiła nad nimi zapanować.
– Tylko, że ja nadal nie wiem dlaczego – powiedział smutnym głosem.
–
Nie udawaj… jesteś podejrzany o morderstwo mojej siostry – wycedziła
przez zęby. Słowa więzły jej w gardle za każdym razem, kiedy to
wspominała.
zęby. Słowa więzły jej w gardle za każdym razem, kiedy to wspominała.
– Podejrzany nie znaczy winny.
–
I co? Tak po prostu mam ci uwierzyć, że nic nie zrobiłeś? Sam nie wiesz
co tam się stało. Słyszałeś krzyk, ale nie pamiętasz jak się tam
znalazłeś i dlaczego…
Cholera… jak mam jej udowodnić, że niczego nie zrobiłem? Chciałbym mieć czyste sumienie. Mieć już święty spokój.
– Jakim cudem cię jeszcze nie aresztowali?
–
Mój prawnik wszystkim się zajął. To, że tam byłem nie świadczy o tym,
że zabiłem tę dziewczynę. – Nie mógł znieść jej oskarżeń, które nie
miały żadnych podstaw.
– Ale jednak znaleźli odciski palców na broni – odpowiedziała szybko z niewzruszonym wyrazem twarzy.
–
Zaufaj mi do cholery! Brałem różne gówna, ale nie powodowały one tego,
że wychodziłem na ulicę i zabijałem ludzi! – podniósł głos, bo nie mógł
wytrzymać tego, że dziewczyna nawet nie próbuje mu uwierzyć i z góry
zakłada, że jest winny.
Czego
ja się kurwa spodziewałem? Że oskarżą mnie o morderstwo, a ludzie dalej
będą wierzyć w moją niewinność? Ja pierdolę. Chyba jestem kretynem.
– Jeśli wydaje ci się to takie proste to naprawdę ci gratuluję – warknęła, krzyżując ręce na piersiach.
– Wiem, że to nie jest proste, ale przynajmniej spróbuj… – powiedział błagalnie i zbliżył się do niej.
– Co ci tak na tym zależy?
– Bo chcę, żebyś chociaż ty uwierzyła, że jestem niewinny. Chcę mieć czyste sumienie…
– A nie masz?!
– Chodzi o to, że przez te gówniane oskarżenia zaczynam wierzyć w to, że naprawdę nasrałem sobie do własnego gniazda.
Veronica
westchnęła ciężko i opuściła wzrok. Cały czas próbowała postawić się w
jego sytuacji i zrozumieć to, jak on się teraz musi czuć. Kiedy z
gwiazdy rocka staje się gwiazdą rocka podejrzaną o brutalne morderstwo
młodej kobiety. I to jeszcze pod wpływem nielegalnych środków
odurzających. Tylko w dalszym ciągu nie mieściło jej się w głowie to
wszystko.
Nie
chcę wierzyć w to, że jest winny, ale za dużo na to wskazuje… Przecież
tak naprawdę go nie znam… ale nie sądzę, że byłby do tego zdolny. Nawet
wtedy, kiedy nie był w stanie nawet samodzielnie myśleć.
–
Za dużo się wydarzyło, żebym ot tak mogła ci zaufać. Nie wymagaj tego
ode mnie – wyszeptała, gdyż czuła, że słowa więzną jej w gardle. Czuła
się jakby coś utkwiło w jej gardle i przez to nie mogła wydobyć z siebie
ani jednego słowa.
– Nie skreślaj mnie…
–
Chciałabym wierzyć, że to nie ty… ale… daj mi trochę czasu. Zrozum, że
mnie też nie jest łatwo. Zginęła osoba, z którą nigdy nie miałam okazji
porozmawiać, a mimo to okazała się być mi bardzo bliska.
– To zbyt chore, żebym mógł to zrozumieć… – mruknął pod nosem.
–
Przepraszam cię, ale jestem w pracy. Nie mam czasu na takie… rozmowy… –
Choć bardzo chciała z nim porozmawiać, poznać go lepiej, coś w środku
powstrzymywało ją przed tym. A dokładniej fakt, że jest zamieszany w
zabójstwo jej siostry.
– Zaczekaj chwilę…
– Co? – mruknęła od niechcenia, kiedy ją zatrzymał.
–
Chciałbym się z tobą spotkać. Porozmawiać wreszcie normalnie. Bez
żadnego kłócenia się, przekomarzania… po prostu jak ludzie. Chcę, żebyś
mnie poznała. Prawdziwego mnie.
Usiłowała
mu spojrzeć w oczy, ale nie było to możliwe, gdyż jego twarz zasłaniała
kurtyna gęstych, kręconych włosów. Chyba pierwszy raz w życiu zabrakło
jej języka w ustach i nie wiedziała co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu
nie potrafiła komuś tak po prostu odmówić.
Tak… trzeba przyznać, że ma ten swój cholerny urok osobisty, na który mięknie mi serce. Jesteś zbyt uczuciowa. Nie warto!
– Powiedzmy, że… można spróbować, ale nie oczekuj ode mnie zbyt wiele – uprzedziła od razu.
–
Liczę na to, że w końcu zmienisz o mnie zdanie – powiedział jakby z
dozą ulgi w głosie, że chociaż w minimalnym stopniu przekonał ją do
siebie. – Kiedy możemy się spotkać?
– W najbliższą sobotę koło… dziewiętnastej?
– W takim razie do zobaczenia. O dziewiętnastej w Rainbow.
Czekała
i czekała i nawet nie miała zielonego pojęcia o tym ile mija czasu.
Wokół nigdzie nie było zegarka, na który mogłaby spojrzeć, żeby
sprawdzić godzinę. O ile dobrze się orientowała wyszła z domu krótko po
osiemnastej. Troszkę czasu zajęło jej dojście z punktu A do punktu B.
Dziś zdecydowała się na spacer. Miała po dziurki od nosa codziennej
jazdy zatłoczonym autobusem. Dziś, kiedy nie była zmęczona, mogła sobie
pozwolić na taką formę „transportu”. Nie była jednak pewna ile szła. Nie
miała pojęcia, czy nie przyszła przypadkiem za wcześnie. A może to ona
się spóźniła? Może dlatego się nie pojawia, bo już tutaj był, zobaczył,
że jej nie ma i zwyczajnie sobie poszedł?
Nadzieja matką głupich.
Stukała
nerwowo średniej długości paznokciami o blat stołu nakrytego czerwonym
obrusem. Nigdy tu nie zaglądała, bo też nie miała po co. Praca
pochłaniała cały jej wolny czas, a wieczorami była zbyt zmęczona, żeby
iść i ot tak imprezować. Na drugi dzień silnie odczuwałaby skutki tej
imprezy; nie miała też towarzystwa. Margaret też albo cały czas
pracowała, albo po prostu spędzała czas z ludźmi z salonu tatuażu. Po
chwili zorientowała się, że zauważyła zarys jego sylwetki. Rozglądał się
po pomieszczeniu, żeby ją znaleźć. Nie dało się go pomylić z nikim
innym. Charakterystyczna postawa i fryzura, wskazywały na to, że to może
być tylko i wyłącznie on. Nie ma drugiego takiego człowieka. On jest
niepowtarzalny.
– Witam – przywitał się z jak zwykle nieśmiałym uśmiechem przylepionym do twarzy.
Po
chwili zorientowała się, że nie przyszedł sam, ale w towarzystwie
postawnego mężczyzny ubranego w nienaganny garnitur i w ciemnych
okularach na nosie.
– Witaj… możesz mi powiedzieć kto…
Przypuszczał,
że tak będzie. Nie co dziennie chodzi z ochroniarzem. Nie wszędzie
chodzi z ochroniarzem. Ale w tej sytuacji stwierdził, że będzie to
bardziej konieczne niż zwykle.
–
To mój ochroniarz. Pomyślałem, że tak będzie bezpieczniej… zresztą…
pilnuje mnie, „żebym nie próbował uciec poza granice kraju bla bla bla”
– powiedział to takim tonem, jak prawdopodobnie zrobili to ludzie,
którzy go przesłuchiwali. – Jakbym jeszcze miał zamiar się gdziekolwiek
ruszać. – Wywrócił oczami i zajął miejsce naprzeciwko niej.
–
Dlaczego cię nie aresztowali? – zapytała, spoglądając co jakiś czas na
człowieka, który stał nieopodal ich stolika nieruchomo, jakby zastygł i
nie mógł się ruszyć.
– A co? Chciałabyś, żebym poszedł siedzieć? – zaśmiał się.
– Nie. – Zaśmiała się krótko. – Pytam, bo mówiłeś, że znaleźli na broni, którą trzymałeś twoje odciski palców.
–
Były, to fakt… ale to tylko poszlaka. Trzymałem tę broń, ale nie
świadczy to o tym, że strzelałem – powiedział, rzucając jej sugestywne
spojrzenie.
Zawstydził
ją tym. Zasugerował jej, że nie powinna myśleć o nim w sposób w jaki
myśli cały czas. Skłoniło ją to do refleksji i rzeczywiście zaczęła się
zastanawiać, czy on potrafiłby do kogokolwiek strzelić, czy byłby w
stanie zabić w tak brutalny sposób. Że byłby w stanie to w ogóle zrobić!
– No… a areszt na czterdzieści osiem godzin? – dopytywała.
– Hm… coś mi się zdaje, że bardzo chcesz się mnie pozbyć – powiedział z tajemniczym uśmiechem, mrużąc przy tym oczy.
– Ciekawe w jaki sposób miałabym to uczynić…
Wzruszył obojętnie ramionami.
–
Mogli mnie zatrzymać, ale nie musieli. To tylko poszlaka – powiedział,
ale wyraz jego twarzy wydawał się i tak dość przygnębiony.
Spojrzał
na nią smutno i westchnął ciężko. Nie mógł sobie wyobrazić siebie w
więzieniu. Był już w takim miejscu. Aresztowali go za przechodzenie w
złym miejscu przez ulicę i przetrwał tam trzy dni w mękach. Ale to tylko
niezbyt ciężkie nagięcie prawa. Co jeśli dowody będą jednoznacznie
świadczyły o tym, że to on jest winny? Wtoczą mu proces i skażą go na
długie lata więzienia. Przekreślą wszystko co osiągnął do tej pory.
Jeśli to wyjdzie na jaw… zniszczą go. Zostanie zniszczona jego
reputacja. Nie będzie miał życia. Zostanie wytknięty przez społeczeństwo
jak trędowaty.
– Może się czegoś napijesz? – zaproponował.
– Chętnie – odparła z lekkim uśmiechem, zastanawiając się co ten człowiek sobie teraz myśli.
Nie
jest szczęśliwy. Ale nie dziwi mnie to wcale. Też bym nie była. Na jego
miejscu pewnie zamknęłabym się w czterech ścianach w obawie, że moja
tajemnica może wyjść na jaw, że ktoś się dowie jakiego czynu się
dopuściłam… podziwiam go, że nie boi się tego wszystkiego. A może się
boi tylko tego nie okazuje?
– Ciebie też przesłuchiwali… musiałaś obejrzeć jej… a właśnie! Wiesz jak ona ma w ogóle na imię?
Veronica
pokręciła niepewnie głową i opuściła ją po chwili. Zaczęła skubać brzeg
czerwonego obrusu, kiedy o to zapytał. Zdenerwowała się i w tej chwili
był to jedyny sposób na wyładowanie swoich emocji.
– Nie mam pojęcia – odparła cicho, podnosząc wzrok i lokując go gdzieś w oddali.
– To twoja siostra, a nie wiesz jak ma na imię…?
Zarumieniła się pod jego zaskoczonym spojrzeniem i pytającym wyrazem twarzy. Wcale jej to nie dziwiło, że doznał takiego szoku.
– To
bardzo skomplikowana historia… nie wiedziałam o jej istnieniu i to mnie
chyba jeszcze bardziej boli. Jeszcze bardziej boli fakt, że nie miałam
okazji zamienić z nią ani słowa – wytłumaczyła, ale czuła, że słowa
więzną jej w gardle i nie wiedziała, czy będzie w stanie dalej pociągnąć
ten temat.
– Ja
z moim bratem nie byliśmy szczególnie zżyci... – zaczął – to znaczy,
kiedy byliśmy jeszcze całkiem mali spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu...
wtedy był jeszcze z nami tata – powiedział smutno.
– A potem co się stało?
–
A potem zaczęliśmy dorastać... każdy poszedł w swoją stronę. Ja
mieszkałem trochę z mamą, trochę z tatą aż w końcu wylądowałem u babci
na stałe – wyjaśnił, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. Jednak
uczucie radości, jak szybko się pojawiło, tak szybko zniknęło.
Veronica
przez moment analizowała jego słowa i dopiero po kilkunastu sekundach
tak naprawdę do niej dotarło co powiedział. Wspomniał, że mieszkał
trochę z mamą, trochę z tatą. Czyżby jego dzieciństwo nie było takie
cudowne, jak uważała? Czyżby miał z nią więcej wspólnego niż jej się
wydaje?
– Powiedziałeś, że mieszkałeś trochę tu, trochę tam... co to znaczy? – Zmarszczyła czoło.
–
To znaczy, że jak byłem jeszcze dzieckiem, moi rodzice się rozeszli. Na
początku byli zgodnym małżeństwem, ale potem nagle coś zaczęło się psuć
i... – Westchnął ciężko i wzruszył ramionami.
– Wydawało mi się, że miałeś szczęśliwe dzieciństwo...
Te słowa
trafiły do niego dopiero po chwili. Uświadomił sobie, że dziewczyna
nadal patrzy na niego przez pryzmat jego statusu gwiazdora, który jakby
nie miał nigdy innego życia, tylko to w wygodzie.
– Nie
mogłem w sumie narzekać. Miałem mnóstwo swobody, co wyszło mi na dobre,
bądź też nie. – Zaśmiał się krótko. – Ale jestem im cholernie wdzięczny
za to, że zajmowali się mną przez tyle czasu i nie mieli mnie dość.
Spojrzała
na niego tęsknym wzrokiem. Z zainteresowaniem słuchała jego opowieści.
Przynajmniej od niego mogła to usłyszeć. Dzięki temu zaczęła wyobrażać
sobie jak mogło wyglądać jej dzieciństwo. Tęskniła za czymś, co nie było
jej dane przeżyć. Zamiast wychowywać się w szczęśliwej rodzinie, ona
codziennie musiała znosić upokorzenia ze strony ojca i obojętność matki,
która zdawała sobie sprawę z problemu, a nigdy nawet nie próbowała go
rozwiązać.
– Nie powiedziałaś o swojej mamie... nawet niewiele mówisz o swojej rodzinie w ogóle – zwrócił na to uwagę.
Westchnęła
ciężko i opuściła głowę. Jak ma wytłumaczyć mu to, że nie chce, żeby
dowiadywał się o niej czegokolwiek? Czuła się jakby tymi wszystkimi
pytaniami niszczył jej prywatność, wchodził na jej terytorium, którego
tak uparcie i skrupulatnie chroniła. Nie miała ochoty wpuszczać nikogo
do swojego świata. Zwłaszcza teraz. Zwłaszcza w takiej sytuacji. Tym
bardziej, że mu nie wierzy.
– Bo nie bardzo jest o czym mówić.
–
Mam wrażenie, że za wszelką cenę chcesz uniknąć tego tematu. – Rzucił
jej podejrzliwe spojrzenie, które przeniknęło ją na wylot.
–
I nie mylisz się – przyznała mu rację. – Myślałam po prostu, że już się
odcięłam od życia, od którego tak bardzo zawsze pragnęłam uciec...
okrutny los chciał, żebym znowu zmierzyła się z rzeczywistością... –
mruknęła poirytowana, przywodząc znowu na myśl zamordowaną niedawno
dziewczynę.
– A
może po prostu los chciał, żebyś poznała prawdę? – Uniósł wysoko brwi i
odgarnął włosy z twarzy. Dopiero teraz mogła spojrzeć mu w oczy.
– To zwykły zbieg okoliczności...
– W który jednak wierzysz.
– Nie masz zielonego pojęcia w co wierzę, a w co nie. – Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Mam, a może nie. – Wzruszył ramionami.
– Ona nie musiała zostać zamordowana, żebym poznała prawdę Slash! – zaprotestowała w przypływie emocji. Sprowokował ją. – Mogłam poznać prawdę w inny sposób...
– Mogłaś po prostu porozmawiać z matką. Nie chciałaś tego. Dlaczego? Spojrzała
na niego zdumiona. Pierwsze spotkanie i już musiało dojść między nimi
do nieco ostrzejszej wymiany zdań. Już otwarła usta, żeby coś
powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Swoim milczeniem
przyznała mu rację. Tylko, że on nie rozumie. Nie rozumie tego co ona
musiała przejść.
– Nigdy tego nie zrozumiesz – mruknęła zniżonym do granic możliwości głosem i pokręciła przy tym głową.
– Daj mi chociaż spróbować.
– To już nieistotne. Poradzę sobie z tym sama.
–
Cóż... nie będę na ciebie naciskał, ale jeśli będziesz chciała, zawsze
możesz o tym ze mną porozmawiać – powiedział już nieco bardziej
przyjacielskim tonem, niż słowa, które wyrzucał z siebie przed chwilą
jak z automatu.
– Powinnam już iść... – Westchnęła, szykując pieniądze do zapłaty za drinka, którego nie zdążyła otrzymać.
– Nie wygłupiaj się. – Powstrzymał ją przed wyłożeniem banknotów jednym gestem ręki. – Ja zapłacę.
– Lubię być niezależna.
–
Nie wątpię – powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy jakby w ten
sposób chciał jej dać coś do zrozumienia. – Jakoś muszę ci wynagrodzić
to, że przesiedziałaś tu ze mną tyle czasu, nie? – Zaśmiał się.
– Doceniam, ale nie musisz mi niczego wynagradzać... przyszłam tutaj z własnej woli.
– Nie kłóć się ze mną.
Spojrzała na niego błagalnie, ale najwidoczniej nie miał zamiaru się uginać pod tym spojrzeniem i dalej upierał się przy swoim.
– Może... do zobaczenia – mruknęła cicho i już miała ruszyć do wyjścia, kiedy ją nagle zatrzymał.
– Chyba nie zamierzasz wracać sama?
– Hm... a co w tym dziwnego?
–
Nic... po prostu chcę wiedzieć, że bezpiecznie wróciłaś do domu. I... w
całości... – powiedział nie wiedząc jak zareaguje na te słowa i już po
chwili szli do wyjścia.
jak zawsze pierwsza :P
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. I czekam oczywiście na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńVeronica to bardzo ciekawa postać.
paradajs
Hej :)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam facebooka, więc nie mam jak polubić strony. Takie moje małe wytłumaczenie na to, że jest Ci przykro :*
A dobra, teraz co do rozdziału. Ah, to opowiadanie ma taką magiczną i tajemniczą atmosferę, że normalnie za kazdym razem, kiedy zaczynam je czytać, to przenoszę się w inny swiat, a dokładnie do Los Angeles i zawsze stoje obok bohaterów. Już Ci pisałam, że dawno nie czytałam nic tak dobrego? Wiesz, w obecnym świecie blogów jest naprawdę ciężko znaleźć coś dobrego, więc normalnie wielbie takich atorów blogów, jak Ty :* Ha, ale Ci tu słodzę. Jeszcze za bardzo w piórka obrośniesz i potem będzie problem. Jednak, kiedy nawet bym chciała się do czegoś przyczepić, to nawet nie mam do czego, bo wszystko przecież jest tu idelane. Ale paplam bez sensu. Dobra, może tak przejdę do skomentowania rozdziału, a nie za każdym razem na początku piszę to samo i w sumie, to nic takiego z tego nie wychodzi.
Hm.. mam wrażenie, ze Veronica żyje w takim swoim świecie. Tak sobie wszystko poukładała i tak ma byc, a teraz ten jej swiat trochę zaczął się sypac. No dziewczyna nie miała za łatwego życia. Babcia, którą kochała umarła, no i juz nic nie trzymało ja w rodzinnym miescie. Ułożyła sobie życie, ze tak naprawdę została na tym świecie sama i tu nagle dowiaduje się, że być może miała siostrę, ale tak naprawdę, to nie zdązyła jej poznać. No dobra, to raczej nie jest komfortowa sytuacja. I tak się zastanawiam, dlaczego Veronica postanowiła zostać lekarzem? Wiadomo, że do tego trzeba miec powołanie, trzeba to czuć no i to też jest ciężki zawód. Hmm, i tak właśnie się zastanawiam, czy to nie jest jakaś jej mijsa życiowa? Wiesz, ona miała takie zjebane życie, to chociaż chce, aby inni ludzie mieli trochę lepiej, bo w małym stopniu im pomaga? Własnie tak to widzę.
Ten cały Andrew staje się chyba trochę za bardzo nachaly. Może i młoda lekarka mu sie podoba. Tak własnie chyba jest, ale Veronica jakoś tak nie chce za bardzo wchodzić z nim w relacje. W sumie, to się jej nie dziwie. Nie dość, że facet jest starszy, to jeszcze ma pozycje zawodową. Jakby dziewczyna weszła z nim w jakies relajce, to potem mogło by się to kiepsko skoczyc jeśli chodzi o jej karierę lekarza. Wiadomo, że nikt nie chce być oskarzaony o to, ze dochodzi do czegoś przez łózko, chociaż naprawdę cięzko pracował.
No i Slash. Ha, Slash też jest tu dość tajmeniczy, ale przez to wszystko wydaje się być takim trochę zagubionym dzieckiem we mgle. Jednak dziwne, że go nie aresztowali na podstawie tych poszlag, ale musi mieć naprawde dobrego prawnika. Wiadomo, jest takie coś, jak areszt zachowawczy, aby podejrzany na wszelki wypadek nie skrzywdził już zandej innej osoby. No ale prawnik Hudsona mógł tam wywlaczyć, ze nie ma tego aresztu. No i Veronica dowiedziała sie, że Slash też raczej nie miał za pięknego życia. Teraz tak widze, że patrzyła na Hudsona dość sterotypowo i przez pryzmat tego, ze jest teraz kim jest. Nie zastanawiała się nad tym, co mogło się dziac z nim zanim stał się sławnym gitarzysta. No cóż, pozory mylą, a teraz Veronica się o tym przekonała. I Slash może miał rację, że to, iż "siostra" zginęła, to moze mieć jakiś głębszy sens. Jak ja pisałam u siebie w "Tajemnicy życia" to życiem kieruje albo przenzacznie, albo przypadek. Przenzacznie jest zapisane, z góry ustalone i się dzieje. A przypadek, to wiadomo. Nie wiadomo skąd, niewiadomo dlaczego, po prostu pada na Ciebie, ale równie dobrze, to mogła byc inna osoba. I cóż, ja tak widże, iż to że zgineła siostra, to jest przeznaczenie, a to, ze znalazł się tam Slash, to juz bardziej przypadek.
Ah, to czekam na kolejny rozdział :*
I jeszcze taka mała prosba. Możesz mnie informowac na GG, a nie na blogu?
Wiesz, sam fakt, co on robił na miejscu zbrodni czyni go już tajemniczym :D
OdpowiedzUsuńCzytałam prolog jeszcze raz, aby tak głebiej na niego spojrzeć. No i z prologu to wynika, ze jednak nie Slash, bo tam było, że oparł się o mur? No i usłyszał błagania kobiety, a potem krzyk i strzał. No to wychodzi na to, że był tylko obserwatorem, a raczej tylko to słyszał. Ale też można popatrzeć na to z innej strony. Był tak nawalony, że może mu się tylko wydawać, ze własnie tak wyglądało? A tak naprawdę to on strzelał. W sumie, to ja nie jestem taka pewna, czy to był Slash, czy nie, bo jednak różnie to może bywać. I mam jeszcze takie wrażenie, że Hudson może być tylko pionkiem w jakiejś grze.
OdpowiedzUsuńChciałabym bliżej poznać historię Veronici. A to dlatego, że skoro uciekła/wyjechała i zaczęła sobie sama radzić... no właśnie, to jak sobie poradziła? Skoro jest na praktykach, to znaczy, że studiuje, a studia w USA są płatne i bardzo kosztowne, więc ciekawi mnie to, w jaki sposób na nie zarobiła.
OdpowiedzUsuńIle ten Andrew ma lat? I... widzę, że szykują się kłopoty. Spore kłopoty.
A ja uwielbiam L.A. Guns, mam ich całą dyskografię, po prostu kocham głos Phila Lewisa. I motocykle też uwielbiam.
Też się dziwię, że go nie aresztowali, żaden prawnik raczej nie dałby rady utrzymać go na wolności, chyba, że policja byłaby nieźle skorumpowana. Odciski na broni i domniemany sprawca, którego tożsamość jest znana nie są jedynie poszlakami, tylko aktualnym dowodem zbrodni i jeżeli nie znajdą się inne dowody, na korzyść bądź niekorzyść podejrzanego, prawo stanowi, że powinien zostać aresztowany na czas wyjaśnienia sprawy.
Mimo że system prawa w USA bardzo różni się od naszego, bo jest to common law, to jednak pewne reguły prawne są niezmienne i jednakowe.
No, ale nie czepiam się już, wiem, że jestem okropna, ale to przez studia, tak, zawsze zrzucam na nie winę, nawet, gdy moja współlokatorka już planuje rozwód i pyta mnie, jak oskubać męża z ostatniego grosza, żeby to było prawnie legalne. Pominę fakt, że ona nie ma nawet chłopaka :D
Poprzednie rozdziały też skomentowałam, także pod każdym znajdziesz stosowny komentarz :)
-UWAGA-
OdpowiedzUsuńCzy zastanawiałeś się kiedyś ile wart jest twoja obsesja? Moim zdaniem bardzo dużo.
Zapraszam na NOWE OPOWIADANIE pt.” Loose your Obsession” na: http://wake-up-time-to-die.blogspot.com/
Bądź wart więcej niż sądzisz- niech Morrison będzie z tobą, a Talking Heads pożre twoją duszę \m/
O żesz kurwa.. zajebisty szablon.. ja pierdole.. dostałam oegazmu na tą oprawę graficzną.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, to jest idealnie. Normalnie, to zakochałam się w tym szablonie :D
OdpowiedzUsuńA ta dziewczynka z psem, na tym szablonie, to kto? Mała Veronicka, czy ktoś inny? Czy może po prostu dziewczynka, aby ładnie wyglądało?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze zresztą ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny :D
Nata
Serdecznie zapraszam na jedenasty rozdział opowiadania: http://sunsethollywood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń